* Dzień dobry, ja bym chciał się wspinać i jestem niewidomy, czy dobrze się dodzwoniłem?
* Zdecydowanie dobrze – odpowiedział mi miły, ciepły alt – na pierwsze spotkanie możemy się umówić 11 listopada, jeśli to nie jest ekscentryczne.
Ekscentryczne nie było, umówiliśmy się.
To pierwsze wspinanie na pewno zapamiętam do końca życia. Na Makak, arenę wspinaczkową przy cmentarzu Północnym, przyjechałem tak samo podekscytowany jak przestraszony. Stres i rozterki jednak natychmiast minęły, gdy tylko Ania (bo tak miała na imię moja rozmówczyni) przedstawiła się i opowiedziała, co będziemy robić i jakiego sprzętu do tego użyjemy. Od razu poczułem się zaopiekowany i bezpieczny.
Pierwsze wejście na ścianę też zapamiętam na długo, a szczególnie to niesamowite uczucie wow, kiedy po raz pierwszy dotarłem na górę, czyli mówiąc w żargonie wspinaczy (który miałem niedługo poznać), zrobiłem moją pierwszą drogę!
Niedługo później poznałem Dawida, kolejne drogi pokonywałem już z nim.
I mowa tutaj zarówno o drogach wspinaczkowych, w których Dawid mnie instruował i asekurował, ale też o drodze na przystanek tramwajowy, na który Dawid zawsze pomagał mi się dostać, bez względu na pogodę i stan własnego ducha 😀
W ogóle w Skoczni (stowarzyszeniu wspinaczkowym założonym przez Anię) poznałem masę świetnych ludzi, zarówno kursantów, jak i instruktorów, ale podziękowania na końcu.
* Ty, a czemu ty się wspinasz tak właściwie? – zapytał ostatnio kumpel przy piwie i zastanowiła mnie ta kwestia, bo dlaczego właściwie ja się wspinam?
Przede wszystkim dla frajdy. I to nie jest truizm ani próba pisania pod publiczkę: naprawdę jest coś bardzo satysfakcjonującego w tym, że wspinasz się raz za razem, walczysz z grawitacją i własną nadwagą, ale zawsze w górę.
Poza tym, bo to kształcące i po prostu ciekawe. Wspinacze mają całą swoją kulturę, której elementem jest właśnie wspomniany żargon. Od magnezji (białego proszku pomagającego utrzymać się na ścianie mokrym dłoniom) po komendy typu „blok” (napnij linę, a ja odpocznę), aż po skalę francuską oznaczania dróg i inne cudowności, o których ja na razie Wam nie opowiem, bo wspinam się jeszcze zbyt krótko.
Ile dokładnie?
Równo rok, proszę Państwa! Stąd i ów post okolicznościowy 🙂
Zatem, podziękujmy.
Przede wszystkim ogromne dziękuję dla Ani @Anna Radziejowska, matki smoków i jednej z najbardziej niezwykłych kobiet, jakie miałem zaszczyt poznać. Ania jest niesamowita i ma serce po właściwej stronie!
Dawidowi @Dawid Śniegocki za bycie super instruktorem, nawigatorem, doradcą kulinarnym i po prostu gościem, z którym fajnie spędza się czas – serio, trzeba się wybrać w końcu na to piwo! 😀
Dzięki, panie Dawidzie, w ogóle za wszystko.
Łukaszowi i Oli, kolejnej dwójce świetnych instruktorów.
Moim koleżankom i kolegom ze Skoczni za dowcip, dobrą energię i motywację.
Specjalne podziękowania dla Patrycji @Patrycja Kuter, która poświęciła masę czasu, żeby pokazać mi drogę na Kampę (jedną ze ścianek), bardzo mi pomogła i jest po prostu dobrą ziomkinią 🙂
A reszta? Reszta jest milczeniem.
– Blok!