Recenzja archiwalna: Strażnik może zrobić z Tobą wszystko, ty nie możesz zrobić absolutnie nic – Krzysztof Spadło, “Skazaniec, tom I: “Na Pohybel Całemu Światu”

Oto kolejna recenzja ze zbioru archiwalnych. Tym razem zapraszam na coś raczej mało związanego z wakacjami, jednak książka, a raczej trzeba byłoby powiedzieć, saga, którą zrecenzuję, zrobiła na mnie na tyle duże wrażenie, że cały czas jest jedną z moich ulubionych. Wszystkiego dowiecie się z recenzji, zanim jednak to nastąpi napiszę tylko, że w roku 2014, w momencie, w którym recenzja powstawała, na rynku wydawniczym był jedynie pierwszy tom cyklu. Teraz czekamy na tom ósmy.

Zatem, zapraszam do lektury…

Mówi się, że ile ludzi, tyle światów. Znaczy to po prostu, że na naszym globie ludzi jest dużo, i że każdy z nich ma swoją opinię na różne tematy. I jednym z tematów na który można mieć różne poglądy jest temat szeroko pojętej literatury. Myślę, że każdy kto ma choć trochę wspólnego z magicznym światem książek wie, że książki są różne. Ja np. nigdy nienawidziłem (i nienawidzę nadal) książek, do których przeczytania jestem poniekąd zmuszany. O czym mowa? Oczywiście o lekturach szkolnych. Od "Akademii pana Kleksa" aż po "Pana Tadeusza". Wszystkie te książki to dla mnie udręka. Dlaczego? Po prostu dlatego, że musiałem je przeczytać. Natura ludzka ma to do siebie, że nie lubi być do niczego zmuszana. Zatem jak wspomniałem typów i podtypów książek jest dużo. Pewnie prawie tyle samo, ilu czytelników. Są więc książki, które już od pierwszej strony nudzą nas niepomiernie, ale czytamy je, by wyrobić sobie o nich jakąś opinię. Są takie, w których akcja rozwija się powoli i topornie: początek nudny, ale dalej jest już lepiej. Są też takie, które są w miarę ciekawe, ale po przeczytaniu szybko ulatują z pamięci. I w reszcie są takie, po przeczytaniu których usta same układają nam się w nieme "o", a mózg nie chcę wierzyć, że to już naprawdę koniec. I taką książką właśnie był przeczytany przeze mnie wczoraj "Skazaniec" Krzysztofa Spadło. Z reguły od tematyki więziennej staram się trzymać z daleka, (nie przepadamy za sobą) ale dla tej książki zrobiłem wyjątek i ani przez chwilę tego nie żałowałem. Już od pierwszej strony wiedziałem, że to będzie hit. Już wtedy, gdy Stefan Żabikowski zaczął opowiadać mi o swojej więziennej egzystencji. Zapomniałem o czekającej mnie nazajutrz klasówce z historii, zapomniałem, że jest już środek nocy i trzeba położyć się spać, itd. Słowem, zapomniałem o całym świecie. Już od pierwszej strony wraz z głównym bohaterem znalazłem się w murach Centralnego Więzienia we Wronkach. Wraz z nim czułem spadające na jego plecy kopniaki i razy, wraz z nim czułem twardą, wpijającą się w kolana ziemię więziennego dziedzińca i gorące promienie słońca. Czułem zaciśnięte wokół nóg obręcze kajdanek. Wraz ze Stefanem znosiłem zniewagi pod jego adresem. Czułem wściekłość, bezradność, tęsknotę, miłość, nadzieję… Akcja książki rozgrywa się w latach dwudziestych XX wieku. Młody stolarz, Stefan Żabikowski zwany przez wszystkich Ropuchem (według niego to brzmi poważnie) zostaje skazany na dożywocie. Za co? No właśnie. Tego akurat Stefan nam nie wyjawia. Trafia on do Centralnego Więzienia we Wronkach, najcięższego na ówczesne czasy zakładu karnego. Wie, że spędzi tam resztę swojego życia. W więzieniu poznaje przyjaciół, ale także okrutne prawa, które żądzą więziennym życiem. Za każdy błąd musi płacić słoną cenę. Ropuch opowiada nam o swoich pierwszych dniach w więzieniu. O tęsknocie, więziennej rutynie, utartych schematach, bezwzględności strażników. Uświadamia nam, że w więzieniu strażnik jest niepodzielnym władcą, niepodlegającym praktycznie nikomu. Jest on ponad prawem, jak powiedział jeden z bohaterów „Skazańca”. Strażnik może zrobić z tobą wszystko, co chcę, a ty nie możesz zrobić nic, nikomu się poskarżyć, znikąd oczekiwać wsparcia czy pomocy, bo klawisze zamienią twoje życie w piekło. Jak przeżyć w tym okrutnym, twardym i rządzącym się swoimi prawami świecie, w którym słabi psychicznie po prostu popadają w szaleństwo?!! Ropuch pokazuje nam, że się da. Jak już mówiłem Ropuch zdradza nam o sobie prawie wszystko oprócz dwóch rzeczy: za jaką zbrodnię odsiaduje tak straszny wyrok i co łączy go z tajemniczymi Wiktorem i Agnieszką. O Agnieszce wiemy tylko, że jest to… Nie, nie powiem. Sami przeczytajcie. Podsumowując napiszę, że nie jest to lekka, fajna i przyjemna książeczka na odstresowanie się, a po jej przeczytaniu na pewno nie zabraknie Wam przemyśleń na wiele długich dni. A teraz coś, o czym powinienem napisać na początku. „Skazaniec” to tytuł całego cyklu. Pierwszy tom tego cyklu „Skazaniec na pohybel całemu światu” to właśnie zrecenzowana przeze mnie książka. Drugi tom ma ukazać się podobno na dniach. Dlaczego warto przeczytać drugi? Bo pierwszy kończy się w najciekawszym momencie. Znacie na pewno to uczucie, gdy oglądacie jakiś bardzo zajmujący serial i już właśnie teraz ma się wszystko rozstrzygnąć, gdy… następuję przerwa na reklamy. I taką właśnie przerwę zaserwował Nam autor. Cóż ja mogę jeszcze powiedzieć. Mogę tylko podziękować autorowi za stworzenie tak wspaniałego dzieła i dostarczenie mi tylu wzruszeń. Ja czekam na tom II, a Was zachęcam do przeczytania pierwszego, i zapoznania się z ropuchem i jego kumplami.

Moja ocena: 9/10

Kiedy on w reszcie umrze? Czyli o tym, jak nie popełniać morderstwa! ? Joanna Chmielewska, ?Nie-Boszczyk Mąż?

Wpis z dedykacją dla Mai, na Eltenie znanej jako Jamajka.

Wyobraźmy sobie kobietę, niezbyt inteligentną. Kobietę, której jedynym talentem jest gotowanie. Kobietę, która cały dzień mogłaby spędzić w sklepie dzierżąc dumnie w dłoni kartę kredytową męża. Kobietę, która nie ma za grosz taktu, wyczucia ani obycia towarzyskiego. Już? Wyobraziliście sobie? Jeśli tak, to macie już całkiem nieźle nakreślony obraz Malwiny Wolskiej. A teraz skoncentrujmy się na mężu tej pani. Mężczyźnie dynamicznym, inteligentnym i z równie dużym brzuchem jak poczuciem humoru, ale także humorzastym, wymagającym i kapryśnym. Jest to wiecznie niezadowolony i wielce punktualny furiat, introwertyk, egoista i bałwan, (nie, nie mówię o sobie). Wielu twierdzi, że przeciwieństwa się przyciągają. I tutaj chyba mamy typowy tego przykład. Jak jednostki o tak diametralnie różnych usposobieniach mogą razem wytrwać w małżeńskim jażmie? Na to pytanie Joanna Chmielewska stara się odpowiedzieć w tej książce.

Jeśli chodzi o wstęp, to by było na tyle, skupmy się teraz na mini streszczeniu fabuły. Dużo wam nie zdradzę, bowiem nie chcę odbierać przyjemności. Cała książka opiera się na głównym motywie, tj. przygotowaniach do zbrodni wspomnianej już Malwiny Wolskiej. Pewnego dnia wpada ona na pomysł, że nie głupią sprawą byłoby zabójstwo swego małżonka. Dlaczego? Powodów jest mnóstwo: denerwuje on ją, musi mu gotować, rozmawiać z nim, mieszkać pod jednym dachem, prosić o pieniądze na życie, które on daje bardzo niechętnie i w mikroskopijnych ilościach. O, i tu dochodzimy do właściwego sedna sprawy. I znowu sprawdzi się nam zasada, że jeśli nie wiadomo o co chodzi, to z dużym prawdopodobieństwem możemy stwierdzić, że chodzi o… pieniądze! I to właśnie pieniądze są powodem morderczych zamiarów Malwiny. Otóż jej mąż chce się z nią rozwieść, bo jak mówi, ma jej dosyć. Malwina wie, że gdyby się z mężem rozwiodła, to majątek musiałby zostać podzielony na połowy. A Malwina, będąc kobietą rozżutną nie chce oddawać mężowi tego, co, (jak sama uważa) jej się należy. Dlatego właśnie postanawia męża zabić. Jak się do tego zabierze? Co jest w stanie poświęcić i jak daleko się posunie, oraz w reszcie to, czy Karola zabije, czy też nie. Chcecie wiedzieć? Przeczytajcie!! Moim skromnym zdaniem książka jest świetna. Chmielewska z właściwym sobie humorem znakomicie opisuje perypetie bohaterów oraz ich charaktery. Ja książkę przeczytałem niemal jednym tchem i myślę, że Wam też się spodoba. Polecam! Moja ocena: 8–10.

Wszyscy blogują, bloguję i ja, czyli o tym, jak zepsuć kawałek naprawdę dobrej literatury

Generalnie zazwyczaj najtrudniej jest zacząć pisać. Potem, jak napiszemy pierwszy akapit, to dalej już tekst się klei. Najczęściej, wpisy zaczyna się od pewnego utartego już zdania:
Nie wiem, od czego mógłbym zacząć, więc zacznę od początku.

Ja powiem inaczej: Nie wiem, od czego mógłbym zacząć, więc nie zacznę w ogóle. Czy to, że ja nie zacząłem, jest już jakimś początkiem?
Prawdopodobnie tak.
Zatem najtrudniejsze, czyli preambułę mamy za sobą.

Dalej, szablonowo powinno się napisać, że nazywamy się tak i tak, uczymy się tu i tu, a zaczęliśmy prowadzić bloga, bo coś tam coś tam…

Ja nie napiszę żadnej z tych rzeczy, poza jedną. O czym będzie ten blog?

Swojego czasu prowadziłem już bloga o tym samym tytule, czyli Z książkami łatwiej. Książki jednak będą jedynie pretekstem do opisywania rzeczywistości wokół mnie. Będzie trochę przemyśleń, trochę muzyki, trochę historii, ale jednak najwięcej będzie recenzji.
Zacznę prawdopodobnie od wrzucenia kilku archiwalnych recenzji swojego autorstwa, stąd właśnie tytuł wpisu, ponieważ będę psuł dobrą literaturę. 😀

A potem… Potem będzie niespodzianka, której nie zdradzę. 🙂
To tak, żeby utrzymać was w niepewności. A zatem, do następnego. 😀

EltenLink